Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Moje codzienne życie w Peru ;)

Moje codzienne zycie w Peru.
Wstaje sobie bardzo wczesnie rano, bez budzika, skoro swit. Jeszcze niedawno szlam nakarmic zwierzaczki, ale z przyczyn, o ktorych Wam napisze kiedy indziej zmuszona bylam zmienic miejsce pobytu. Teraz mieszkam jeszcze dalej od miasta i bardziej w lesie, ale i tak jest super, tylko szkoda, ze odpadl mi ten mily obowiazek karmienia naszych braci mniejszych. Po krotkiej porannej toalecie medytuje, a potem czas na sniadanko, gdzie wjezdza przepyszna salatka z bananow, papai, marakuji i soku z torongi lub awena (taka tutejsza odmiana platkow owsianych) robiona na wodzie. Po sniadanku spacerek po lesie wsrod odglosow zwierzat i tego wspanialego zapachu roslin, ktory niesposob opisac slowami. Czasami zamiast spacerku czas trzeba poswiecic na bardziej przyziemne sprawy takie jak drobne remonty, ogarnianie balaganu w kuchni po moich chlopakach (miom facecie i synu) lub praniu. Do tego caly czas zajmuje sie malpka, ktora jest jak male dziecko ludzkie tyle, ze bardziej ruchliwe (takie adhd do 5 potegi) i o wiele bardziej sprytne (taki maly zlodziejaszek, hehe). I tak czas sobie plynie do obiadku, ktory ze wzgledu na diete staramy sie urozmaicac (salatki, soczewica z pomidorami, czosnkiem i papryczkami, zupy pomidorowa, kapusniak lub buraczkowa, jakies pyrki lub peczak itp) - wazne by bylo zdrowo. Czasem ja gotuje, czasem moj facet (glownie on, bo na moje leniuszkowate szczescie uwielbia gotowac). Po obiadku sjesta, hehe!!! A potem jakis spacer, omawianie planow na nastepny dzien (chodzi o wycieczki) no i prace artystyczne, gdyz staram sie odswiezac moje stare talenty i zaczelam malowac!!! Na razie troche kiepsko idzie, ale z biegiem czasu moze nowy Picasso sie narodzi w Amazonii...hehe.
Wieczorkiem medytacja, leciutka kolacyjka, klade malpke spac i sama zalegam tez u boku mojego faceta. Czasami jednak patrzymy sobie w niebo, na gwiazdy - sa one po prostu piekne, a tutaj jakby byly na wyciagniecie reki.Troche inaczej dzien sie przedstawia gdy musimy do miasta jechac po male zakupy lub na internet. Od rana chaos i zamieszanie. Pozniej 2 km przez las do drogi, tam jakies nieraz do godziny czekanie na autobus i heja do Iquitos. W miescie tez biegiem byle zdazyc wrocic przed zmrokiem, chocby po to by sie umyc (po zmroku strasznie tna komary i jest wieksze niebezpieczenstwo chwycenia malarii). Tak wiec na Belen po warzywka, jakis sklep po drodze, internet, czasem umilamy to sobie pysznymi lodami robionymi naturalnie (bez skojarzen prosze, hehe) bez dodatku mleka i z powrotem na autobus.

Chcialam dodac, ze nie dosc, ze bardzo dzieki tutejszej dietce schudlam to juz mam oczyszczony organizm z wszelkich swinstw i czuje sie wspaniale.
W nastepnej czesci chce napisac o niebezpieczenstwach zlego uzywania ayi i o Peruwianczykach, jacy sa, jaki jest ich dzien itp.
Pa i pozdrawiam












2 komentarze:

  1. Gdybym miała taki rajski ogród... Marzenia !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale tam pieknie:)A synus to ci tak urosl,normalnie mezczyzna sie z niego zrobil Marta

    OdpowiedzUsuń